czwartek, 21 lipca 2022

„Dancing Queen” - recenzja filmu „Boylesque” (reż. Bogna Kowalczyk)

Podczas tegorocznej edycji Krakowskiego Festiwalu Filmowego dokument Boylesque (reż. Bogna Kowalczyk) zdobył dwie nagrody, w tym tę przyznawaną przez publiczność. Nie dziwi mnie to wcale – nie tylko dlatego, że porusza on tematykę w sam raz na Pride Month. W filmie Kowalczyk poznajemy bowiem najstarszą polską drag queen, ale też (a może: przede wszystkim) człowieka zwyczajnego: Andrzeja, emeryta, marzyciela, wrażliwca. 

Lulla La Polaca (pseudonim ten stosuje na równi ze swoim „prawdziwym” imieniem) urodziła się w 1938 roku; lata młodości ma już zatem za sobą. Coraz częściej myśli o przemijaniu – wie, że w końcu będzie trzeba opuścić ten świat. Wszystko więc zaplanowała: chce odciążyć najbliższych i zorganizować pogrzeb (jak zawsze) „po swojemu”. Towarzyszymy jej w tych przygotowaniach, ale więcej jest w nich dowcipu i zgody na to, co nieuniknione, niż rozpaczy. Andrzej żyje przecież pełnią życia: spotyka się z przyjaciółmi, zakłada profil na portalu randkowym w celu znalezienia i kochanka, i „prawdziwej miłości”, chodzi na dancingi, żartuje, przytula swoich fanów i fanki na marszach równości. Boylesque zdaje się doskonale godzić te dwa porządki: bycie „tu i teraz” wcale nie musi oznaczać bezrefleksyjności; po prostu trzeba sobie jakoś radzić w świecie, w którym nic nie trwa wiecznie; przyjaciele odchodzą, a ciało nie jest już tak sprawne, jak jeszcze kilka lat temu. Cielesność jest zresztą niezwykłym aspektem tej historii, a to, jak ukazywana jest nagość (bez seksualnego kontekstu), jest poruszające. Dwie sceny szczególnie zwróciły moją uwagę: jedna przedstawia kąpiel w wannie, podczas której Lulla wręcz celowo się „podtapia”; druga odbywa się w saunie, w której bohaterka spędza czas z przyjaciółmi. Jest wilgotno, jest parno, jest miękko. I one – ciała… Niemłode, pomarszczone, poza kanonem. Tu fałdka, tam zmarszczka; ani nie da się już tego ukryć, ani nie ma w potrzeby, by to robić. Ciało jest ciałem. I jest piękne.
Fascynujące jest też to, jak reżyserce udało się połączyć dokument, od którego widzowie wymagają przede wszystkim autentyczności, z momentami, które należało jakoś zaplanować, „odegrać” – nie da się przecież spontanicznie wejść do gorącego, zaparowanego pomieszczenia z kamerą i resztą sprzętu. Wyszło to jednak znakomicie – kąpiele i wizyty w saunie należą do codzienności Andrzeja, dlaczego zatem nie pokazać tego w sposób, który mówi nieco więcej?
Gdybym miała określić Boylesque jednym słowem, powiedziałabym, że jest to portret; w dodatku niezwykle intymny. Obnaża bowiem to, czym zazwyczaj nie chcemy się dzielić: starość, samotność, pragnienie bliskości, tęsknotę. W ciepły i poruszający przedstawia też przyjaźń, która w kinematografii nadal zdaje się podrzędna względem miłości romantycznej.
Gdy podczas Q&A z twórczyniami filmu (które odbyło się tuż po seansie w Kinie pod Baranami) padło pytanie, czy nie chciały one poruszyć głębiej tematu dyskryminacji osób LGBT+, sama pomyślałam, że właściwie nie było takiej potrzeby; to film o Lulli, nie o problemach, z którymi musi mierzyć się całe społeczeństwo. Skupienie się na tożsamości jednostki, a nie jedynie na zbiorowej walce z homofobią i nienawiścią do drugiego człowieka może być kolejnym krokiem w opowiadaniu historii, o których milczano przez tak długi czas. Bardziej wybrzmiewa tu temat ageizmu i zbliżającej się śmierci, ale i to zostało ukazane jedynie z perspektywy samej Lulli; istotne zdaje się przede wszystkim pojawienie się starości na ekranie, bez „robienia z niej” opowieści o ciężkiej chorobie; bez traktowania osób w okresie późnej dojrzałości jak nieporadnych dzieci, które nie potrafią decydować o sobie. Andrzej jest świadomy wszystkiego, co robi, a jego życie jest… (nad)zwyczajne i piękne. A urna w kształcie szpilki? Wydaje się może nieco niepoważna; groteskowa, ale dla bohatera jest pomnikiem postawionym dla niego samego i dla wszystkich, których kochał i nadal kocha.


Boylesque obecnie można obejrzeć m.in. w ramach Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty we Wrocławiu (seanse odbędą się 29 i 30 lipca) oraz online (tutaj).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz