sobota, 2 kwietnia 2022

„This is a man’s world” – recenzja filmu „Psie pazury”

Jane Campion (reżyserka słynnego „Fortepianu”) tym razem postanowiła stworzyć (anty)western; film o męskim, brutalnym świecie, w którym wrażliwość trzeba zamaskować grubą warstwą wulgarności i szowinizmu, by (pozornie) poradzić sobie z uczuciami. Tylko kto naprawdę jest tu wrażliwcem? 

Zdobywca Oscara w kategorii „Najlepszy reżyser”, nominowany w aż jedenastu kategoriach film „Psie pazury” to adaptacja książki Thomasa Savage’a o tym samym tytule, opowiadająca o losach dwóch braci: Phila (Benedict Cumberbatch) oraz George’a (Jesse Plemons). Mężczyźni zdają się prowadzić spokojne życie, wypełnione ciężką, uczciwą pracą na swoim ranczu w Montanie, choć już na początku można zauważyć, że Phil ma, delikatnie mówiąc, trudny charakter. Niestety, kiedy George zakochuje się we wdowie, Rose (Kirsten Dunst) i postanawia ją poślubić, Phil ujawnia swoją naturę brutala, który wręcz gardzi kobietą, a jej syna (Kodi Smit-McPhee) uważa za niemęskiego dziwaka. Mężczyzna nie ukrywa, że nie akceptuje nowej partnerki swojego brata; uważa ją za wyrachowaną oszustkę i wypomina jej każdy, najmniejszy nawet błąd (np. to, że nie radzi sobie z grą na pianinie), co ostatecznie doprowadza Rose do alkoholizmu.

Przyjaźń męsko-męska 

Syn Rose, Peter, odkrywa, jak naprawdę wygląda życie jego matki, dopiero wtedy, gdy przyjeżdża do Montany na wakacje (jest studentem medycyny); widzi, że kobieta czuje się samotna (George rzadko bywa w domu), że jest ofiarą przemocy psychicznej; że popija, bo nie potrafi poradzić sobie z trudną sytuacją. Phil początkowo w podobny sposób traktuje Petera, który na pierwszy rzut oka jest wrażliwym, nieco fajtłapowatym, zafascynowanym nauką i sztuką chłopcem o delikatnej urodzie – ma zatem wszystkie cechy, których Phil nie cierpi. W pewnym momencie jednak następuje zmiana – mężczyźni zbliżają się do siebie; Phil uczy Petera jazdy konno i innych „męskich” umiejętności, a podczas rozmów rodzi się między nimi bliskość, a może nawet – intymność.
Tego, jaki jest Phil i jak wyglądało jego życie, możemy się jedynie domyślać. Czy relacja ze swoim „mentorem”, o której tak często opowiada, była miłością, do której nie chce (i najprawdopodobniej również nie może) się przyznać? Czy była to miłość odwzajemniona? Czy została skonsumowana? Może tak, może nie; to nie „Tajemnica Brokeback Mountain”, gdzie wszystko zostaje podane na tacy. Widzimy jednak, jak oblicze Phila zmienia się, gdy wspomina dawnego przyjaciela; oczy mu błyszczą, w głosie słychać wielką tęsknotę i cierpienie spowodowane tym, że jest on, najzwyczajniej w świecie, niezwykle samotnym człowiekiem, którego życie właściwie straciło sens, gdy na zawsze utracił swą miłość. Z tyrana zamienia się w ofiarę świata, w którym przyszło mu żyć i w którym nie ma miejsca dla „takich jak on”.
Toksyczna męskość w „Psich pazurach” zabija. Zabija dosłownie i w przenośni, bo przez nią cierpi cała rodzina: George nie może liczyć na wsparcie brata, bo jest on już tak zgorzkniały, że potrafi jedynie wykpić i wyśmiać miłość, Rose, która ewidentnie potrzebuje raczej wsparcia i przytulenia niż „silnej, męskiej ręki” całkowicie się załamuje; ostatecznie życie traci też sam Phil, który jest tutaj podwójną (a może nawet i potrójną) ofiarą systemu. 

Female gaze

Warto przyjrzeć się Rose, która o mężczyznach wie aż zbyt wiele – w końcu ogląda ich (i słucha) na co dzień w swojej gospodzie. Z tego powodu zaciekle broni wrażliwości swojego syna; nie chce, by ją utracił i stał się „jak inni”. Niestety, w pewnym momencie zdaje sobie sprawę z tego, że proces „stawania się mężczyzną” nastąpił i że w jej dziecku drzemie brutalność, która tak bardzo ją przeraża – z pewnością wolałaby, by Peter głaskał króliki, a nie mordował je, by móc naszkicować ich wnętrzności. Rose tak bardzo spragniona jest czułości, delikatności i empatii ze strony mężczyzn, że patrzenie na to sprawia wręcz fizyczny ból. „Męski świat” widziany oczyma kobiet (zarówno żony George’a, ale też reżyserki filmu) jest obrzydliwy, wyniszczający, cuchnący.
Film Campion urzeka swą subtelnością; tutaj nic nie jest takim, jakim się wydaje, a postaci są wielowymiarowe; nie można zarzucić im „płaskości” (no, może jedynie George jest jakiś taki… nijaki). To opowieść o tym, że przez toksyczny podział ról społecznych na stereotypowo męskie i kobiece (a także przez brak poszanowania dla „inności”) cierpimy wszyscy. A, co gorsza, jest to cierpienie zupełnie bezcelowe. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz