środa, 27 października 2021

„Fabryka papieru” - Piotr Lamprecht

Uważam, że teksty kultury powinno się w pierwszej kolejności oglądać, czytać, poznawać... sercem. Dopiero później nadchodzą umysł, wiedza, porównania do innych dzieł. Codziennie przecież przeżywamy sytuacje, które wywołują w nas określone emocje - to na owych doświadczeniach bazuje sztuka, przywołując te uczucia, które (nawet, jeśli nie do końca zdajemy sobie z tego sprawę) są nam już doskonale znane. 

Do wielu takich uczuć odwołuje się Piotr Lamprecht (poeta, duchowny, augustianin, sekretarz Polskiej Prowincji Zakonu Świętego Augustyna, wikariusz w parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Krakowie) w „Fabryce papieru”, swoim kolejnym (poprzedni to „Pudełko” opublikowane w 2019 roku) tomie poezji. Słowa Lamprechta uzupełniają fotografie Kamili Kansy

Nie sposób nie skomentować tego, jak książka została wydana; jej forma jest niezwykle minimalistyczna. Wspaniałym zabiegiem jest nieumieszczenie na okładce tytułu; całość staje się przez to nie tylko wyjątkowo estetyczna, ale także świetnie wprowadza czytelników i czytelniczki w twórczość poety — nieco tajemniczą, pozostawiającą po sobie pytania. Odnoszę wrażenie, że czarno-biała fotografia na okładce już jest początkiem opowieści, w której jest wielu pozornie tylko zwyczajnych bohaterów. 

Niewielka książka podzielona została na trzy części: „Miasto”, „Ślady” oraz „Las”.  Każdą z nich ilustruje jedno zdjęcie. Autor sprawnie przechodzi do kolejnej, stanowią one spójną, intrygującą całość. 

Czuły obserwator 

Historia zaczyna się w mieście. Jest ono pełne ludzi: młodych i starych, biednych i bogatych, pełne jest także wielu dźwięków, dobrych i złych doświadczeń; najróżniejszych bodźców, które podmiot liryczny zdaje się pochłaniać całym sobą. Zachwyca się otaczającym go światem, choć wielu zjawisk (takich jak starość, śmierć, bezdomność) zapewne nie potrafi do końca zrozumieć; nie jest to więc zachwyt prosty i bezrefleksyjny, ale złożony i wielowymiarowy. W tej części moją szczególną uwagę zwróciła opowieść o staruszce: 
„Wizyta u chorych”

poruszam się
już na chodziku

pelargonie zerwałam
z balkonu o świcie

to była podróż
za ocean

leżą teraz na stole
przy zapalonym ognisku.

Podobają mi się tu dwie kwestie: pierwszą z nich jest to, że akurat ta historia nie potrzebuje skomplikowanych metafor (te już na pierwszy rzut oka są oczywiste) i nie zostały one użyte „na siłę”, drugą - oddanie głosu starszej, schorowanej kobiecie. Autor opisując wizytę u chorych mógł skupić się na własnych odczuciach (z pewnością doświadczył podczas niej lęku i smutku), postanowił jednak opisać ją z perspektywy kogoś, dla kogo są one chlebem powszednim; dla kogo zerwanie kilku pelargonii jest prawdziwym wyczynem. Świadczy to o niesamowitej wrażliwości i czułości, z jaką Lamprecht podchodzi do swoich obserwacji. Warto zauważyć także, że nie każdy wiersz ma tytuł - pojawia się on tylko w przypadku wspomnianej „Wizyty u chorych” oraz w „Stołówce dla bezdomnych”. Traktuję to jako wyraz szacunku dla człowieka, a tym samym - jako największe (choć nie bezpośrednie) odwołanie do wiary autora.

Następną częścią, chyba najbardziej tajemniczą, są „Ślady”. Kto je pozostawia? Dokąd one prowadzą? Ma tu miejsce najprawdziwsza zabawa słowem. Wygląda na to, że powoli opuszczamy miasto; jesteśmy coraz bliżej natury, zieleni. Pojawiają się zwierzęta, którym autor nadaje cechy ludzkie, podkreślając tym samym, że wszystko, co nas otacza, żyje (i ma wpływ na nasze istnienie). 

w lesie

miodobranie

przed końcem

Kolejny raz zostajemy z pytaniem: o jaki koniec chodzi? Dnia, życia, a może nawet świata?

„Las” jest najkrótszy; tu kończy się nasza wędrówka. Jest cicho, spokojnie, mgliście. W zaroślach kryją się zwierzęta, sikorka nasłuchuje echa. W ostatnim utworze Lamprecht zwraca się bezpośrednio do czytelnika:

zamykasz
oczy

morfologia

patrzysz
dalej.

fot. Kamila Kansy

Lektura całości tylko pozornie jest krótka. Co więcej, można (a nawet: powinno się!) do niej wracać, by za każdym razem dostrzec coś innego. Wydaje mi się, że to, co akurat okaże się najważniejsze dla odbiorców, zależne jest nie tylko od treści, ale także od wrażliwości i nastroju osoby czytającej — trochę tak, jakby Lamprecht naprawdę zabierał nas na spacer po mieście, lesie, swoim świecie i liczył na to, że podzielimy się z nim swoimi wrażeniami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz