niedziela, 29 listopada 2020

Trzy wspaniałe filmy, które obejrzałam podczas Nowych Horyzontów

W czasach pandemii po raz pierwszy w życiu wzięłam udział w Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Nowe Horyzonty. To już dwudziesta (!) edycja festiwalu, który zwykle odbywa się we Wrocławiu, jednak w tym roku z oczywistych przyczyn filmy można było oglądać online. To rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Do tych pierwszych zdecydowanie należy możliwość wstrzymania filmu i wyjścia do kuchni po herbatkę, a także większa dostępność dla wszystkich, a nie tylko dla tych, którzy mogą pozwolić sobie na kilkudniową wycieczkę do Wrocławia. Największym minusem jest natomiast to, że z przyjemnością posiedziałabym w kinie, a w przerwach wybrała się na kawę do jakiejś klimatycznej kawiarni i na spacer po klimatycznych, wrocławskich uliczkach... Ech, marzenia. :) 

Zdecydowałam się na obejrzenie dziesięciu filmów i wydaje mi się, że na pierwszy raz ta liczba jest wystarczająca. W przyszłym roku na pewno będzie ich więcej, bo Nowe Horyzonty zachwyciły mnie tak bardzo, że już nie mogę doczekać się kolejnej edycji! Mam nadzieję, że będzie można już bezpiecznie odwiedzić kino. 

Wszystkie filmy były ciekawe, ale szczególnie zachwyciły mnie trzy. 

„Szmer”, reż. Heather Young

Niesamowite dzieło o wielkiej samotności. Film opowiada historię Donny, alkoholiczki skazanej na prace społeczne po spowodowaniu wypadku. Kobieta rozpoczyna pracę w schronisku i wkrótce adoptuje (przepięknego) starszego, schorowanego pieska. Niestety, w pewnym momencie Donna przestaje nad sobą panować i zaczyna przygarniać coraz więcej i więcej zwierząt, aż w końcu nie jest w stanie zapewnić im odpowiednich warunków.
Zachwycona jestem niezwykle naturalną grą aktorską Shan MacDonald, która wcieliła się w Donnę oraz szacunkiem i wrażliwością, z jakimi ukazano zwierzęta. Niewiele jest tu brutalnych scen (ale są takie, które dla niektórych mogą być przykre), temat został podjęty w bardzo mądry, skłaniający do refleksji sposób. 

„Ostatni i pierwsi ludzie”, reż Jóhann Jóhannsson

Ach, jakie to było piękne! Bardzo minimalistyczna opowieść o ludziach przyszłości. Niesamowite, wręcz zapierające dech w piersiach zdjęcia dopełnione głosem Tildy Swinton, która najwidoczniej nawet nie musi pojawić się na ekranie, by wypaść rewelacyjnie. Bardzo podoba mi się taka forma opowiadana o przyszłości, bez kiczowatych efektów specjalnych. Mam wrażenie, że to znacznie lepiej wpływa na emocje i wywołuje (nie)przyjemny niepokój spowodowany tym, co być może niebawem nas czeka. 

„Gunda”, reż. Viktor Kosakovskiy

Film wyprodukowany przez Joaquina Phoenixa; opowieść o tym, że każdej istocie należy się szacunek i opieka. Coś niesamowitego, w szczególności dla miłośników i miłośniczek zwierząt, bowiem to one są bohaterami tej historii. Są świnki, są krowy, jest też uroczy kurczak z jedną nóżką. Kolejne dzieło, w którym zachwyciły mnie zdjęcia (pewnie nietrudno się domyślić, że to na nie zwracam szczególną uwagę). Niezwykłe zbliżenia na oczy - tak myślące, tak niewiele różniące się od ludzkich... „Gunda” przypomina, jak wspaniała jest natura. Troszczmy się o nią!

Festiwale filmowe to świetna okazja, by odkryć swój gust na nowo. Polecam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz