wtorek, 8 września 2020

Czerwony płaszczyk, czekolada i strach - recenzja książki „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku” Romy Ligockiej

Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku Romy Ligockiej znalazłam w biblioteczce mojej przyjaciółki i od razu stwierdziłam, że muszę przeczytać tę książkę. Po przejrzeniu kilku stron wiedziałam już, że to będzie wartościowa lektura. Czy miałam rację? 

Mam wrażenie, że książka składa się z dwóch części - jedna opowiada o dzieciństwie i młodości autorki spędzonej w Polsce w czasie wojny i już po niej, druga o życiu za granicą, związkach z mężczyznami, zmaganiach z depresją i uzależnieniem od leków. 

Kiedy poznajemy Romę, jest ona małą dziewczynką, taką samą, jak mnóstwo innych dzieci: nie chce jeść, często choruje, bardzo kocha rodziców i babcię. Jej dzieciństwo jest jednak pełne smutku i strachu. Roma jest małą Żydówką. Ma ciemne włosy i oczy. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to problem. 

Jej życie staje się koszmarem, który trudno sobie wyobrazić: wraz z najbliższymi znalazła się w krakowskim getcie. Na szczęście dziewczynce i jej mamie udaje się uciec. Poznajemy historię tułaczki z jednego miejsca do drugiego, historię, w której matka na wszelki wypadek nosi ze sobą cyjanek, by w ostateczności podać go ukochanej córeczce. 

Wojna widziana oczami małego dziecka zdaje się jeszcze straszniejsza. Roma musi zapomnieć o prawdziwym dzieciństwie, wie, że w świecie, w którym żyje, nagła śmierć jest normalnością. I wie też, że każdy przejaw beztroski z jej strony może skończyć się tragicznie dla niej, jej najbliższych i wszystkich dobrych ludzi, którzy usiłowali im pomóc. W tym świecie nie ma miejsca na zabawę, na czekoladę i na lalki. 

W końcu wojna się kończy. Nie oznacza to jednak powrotu do upragnionej normalności. Bo jak można zapomnieć o tym wszystkim, co się wydarzyło? Skąd dzieci mają wiedzieć, jak być dziećmi? W szkole słyszy się głównie płacz, w domu - wspomnienia o wojnie i rozmowy o tym, komu udało się przeżyć, a komu nie. 

Mimo wszystko w życiu Romy pojawiają się małe radości - wreszcie ma się z kim bawić i psocić (a towarzyszem zabaw jest... mały Romek Polański), może spróbować słodyczy, dostaje wymarzoną lalę. 

A wkrótce z dziewczynki zamienia się w młodą kobietę. Rozwija się, uczy, zdaje maturę, zostaje artystką. Spotyka się z mężczyznami. Z jednym z nich wyjeżdża za granicę - do Polski wraca dopiero po wielu, wielu latach. 

Od opowieści o małej Romie trudno było mi się oderwać. Jest przerażająca, ale bardzo wciągająca i ważna - uważam, że wszyscy powinni wiedzieć, czym były getta, jak straszna była wojna, jak wtedy żyli (a raczej: starali się przeżyć) ludzie, którzy przecież niczym nie różnili się od nas, mieli takie same potrzeby, marzenia, tak samo kochali swoich bliskich. 
Myślę, że jest to lektura szczególnie istotna dla tych, którzy mieszkają w Krakowie, podczas czytania można odnieść wrażenie podróży w czasie. 

A historia dorosłej Romy? Uważam, że jest bardzo smutna. Trauma towarzyszy kobiecie przez całe życie, doprowadziła do depresji, do uzależnienia od leków. Sprawia, że Roma nie wie, czym jest poczucie własnej wartości. 
Przyznaję jednak, że tę część czytałam już trochę "na siłę". Jest bardzo osobista, wydaje mi się, że spisanie wszystkich tych wspomnień miało działanie terapeutyczne dla autorki. 

Czy zatem warto przeczytać Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku? Pewnie, że tak! Uważam, że takie książki rozwijają w nas wrażliwość i empatię. To nie jest przyjemna i lekka lektura; przeciwnie. Są jednak historie, które trzeba poznać. I właśnie ta do nich należy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz