Pomysł na napisanie tego tekstu powstał właśnie wtedy, gdy zastanawiając się nad tym, czy w ponure popołudnie powinnam wybrać się do kina na "Jokera", czy może na najnowsze dzieło Komasy, zdecydowałam się na "Boże Ciało". I okazało się, że to był doskonały wybór! Bo to jest naprawdę dobry film: mądry, dobrze zrealizowany, z doskonałą obsadą aktorską (nie przesadzam, Bartosz Bielenia wypadł znakomicie - wzroku nie można od niego oderwać!). Bardzo podoba mi się to, że "Boże Ciało" nie szuka kontrowersji, myślę, że twórcom udało się ukazać wszystkie ludzkie wady dokładnie w taki sposób, w jaki przedstawiane być powinny: bez zamieniania ich w coś dobrego czy udawania, że problem nie istnieje, ale również bez wskazywania nikogo palcem i okrzyku "winny!".
Cieszę się ogromnie, że jednym z moich ulubionych filmów jest dzieło polskiego reżysera. Oglądałam "Zimną wojnę" już wiele, wiele razy i za każdym byłam tak samo (a może nawet coraz bardziej?) zachwycona. Nie wiem, czy pod względem estetyki da się bardziej trafić w mój gust. Ten klimat, ta muzyka! Zachwycona jestem również postacią Zuli (w którą wcieliła się, oczywiście, Joanna Kulig). Bardzo lubię, gdy filmowe bohaterki mają swój charakter, swoją osobowość i podążają własną drogą, a uważam, że w tym przypadku jest tak w stu procentach. Nie rozumiem również zarzutów dotyczących banalnej historii miłosnej - nie wszystko przecież musi być oryginalne na siłę! Może nie jest wesoło, może nie jest pięknie. Ale życie nie zawsze jest piękne i wesołe.
To jest chyba taki film, który podoba się wszystkim bez wyjątku, bez względu na poglądy i przekonania. Nigdy bym nie pomyślała, że będę zachwycać się historią, w której główną rolę odgrywa sport, i to jeszcze w takim wydaniu! To najlepszy dowód na to, że jeśli film jest dobrze zrobiony, a scenariusz odpowiednio napisany, to naprawdę można zaciekawić wszystkich widzów, a nie tylko konkretną grupę. Trudno tutaj nie kibicować głównemu bohaterowi i nie wierzyć w jego sukces, a myślę, że często dokładnie tego potrzebujemy: głębokiej wiary w to, że komuś naprawdę się uda i okaże się, że marzenia się spełniają.
Bardzo dobrze zrobiona biografia opowiadająca historię Beksińskich. Sama nie wiem, kto z odtwórców (i odtwórczyń!) danych ról poradził sobie lepiej: czy był to Dawid Ogrodnik (który wcielił się w Tomasza Beksińskiego), Andrzej Seweryn (Zdzisław Beksiński), czy Aleksandra Konieczna (Zofia Beksińska). Myślę, że w filmach biograficznych łatwo pójść na łatwiznę, bo i tak wszyscy oglądają je z ciekawości. Tutaj według mnie nic takiego nie miało miejsca. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, iż nie fascynowałam się nigdy historią tej rodziny, a twórczość Beksińskiego to nie do końca moje klimaty (chociaż oczywiście doceniam ją), oglądałam więc film z perspektywy zdystansowanej, obiektywnej widzki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz