piątek, 20 września 2019

Jesienna (nad)wrażliwość

Chociaż kalendarz mówi, że do jesieni jeszcze kilka dni nam zostało, ja czułam jej zapach w powietrzu już od dawna. Przypominała mi o sobie, gdy jadłam zupę krem z kurek i odwiedzała w snach razem z jeżykami, grzybkami i wiewiórkami. Ukochana, wyczekana, najbliższa mojemu sercu pora roku. 

Dzisiaj obudził mnie chłód. Można by stwierdzić, że to nic przyjemnego, ale po wszystkich tych upałach (których ja naprawdę nie toleruję), nareszcie odetchnęłam z ulgą, otuliłam się kołdrą i zasnęłam ponownie. Później wypiłam kubek gorącego kakao. Zaczęło się.

Zaczęło się to, na co czekałam od tak dawna. Czasami mam wrażenie, że na jesień czekam zawsze, a potem na każdy kolorowy listek patrzę tak, jakbym widziała go po raz pierwszy w życiu. Jak szczeniak, który nie zdawał sobie sprawy z tego, jakimi wspaniałościami obdarza nas różnorodność pór roku. 

Może dlatego, że jesień to zawsze jest nowy początek. Któż nie wyniósł ze szkolnych lat nadziei na to, że wrzesień oznacza nowe szanse? Wierzę, że tak właśnie jest. 

Znów wybieram się na popołudniowy spacer: po parku, po mieście, po lesie. Poprawiam beret na głowie, patrzę na ludzi i zachwycam się zmęczonymi twarzami, rozczochranymi włosami, ale i widoczną na pierwszy rzut oka radością, spowodowaną powrotami do codziennej rutyny, do szkolnych kolegów i koleżanek, do picia kawy każdego ranka o tej samej godzinie. Zachwycam się też tym, jakie to wszystko jest zwyczajne. I nie rozumiem, dlaczego zwyczajność tak często uważana jest za coś niewystarczająco dobrego. 

Nie będę ukrywać, że to także czas radości z rzeczy materialnych. Ciepłe skarpetki. Kubek z lisim pyszczkiem. Czarny, długi płaszcz. Sweter z ciucholandu. Ciemna szminka i pomarańczowy lakier do paznokci. Sówki, dynie i świeczki zapachowe w moim pokoju. Letnie sukienki, choć cudowne, nawet nie mogą się równać z tym wszystkim. 

Tak bardzo, bardzo się cieszę, że już jest z nami. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz