„Koń
turyński” (2011), reż. Béla Tarr
Pierwszy wpis tego typu, a ja już oszukuję – obejrzałam „Konia turyńskiego” końcem czerwca. Film jest jednak na
tyle dobry, że szkoda go nie polecić innym. Urzekła mnie jego prostota – piękne
(czarno-białe) zdjęcia, tocząca się bez zbędnego pośpiechu akcja, wspaniała
muzyka i aktorzy, którzy świetnie przekazali to, co przekazać trzeba było. I
znów – bez zbędnych przydługich dialogów. Bardzo, bardzo w moim stylu. Jeśli
nie zależy Wam na tym, by w filmie ciągle coś się działo (mam tu na myśli
pościgi, wybuchy itd.), ale lubicie sobie popatrzeć na piękne kadry, to
polecam!
„Midsommar.
W biały dzień” (2019), reż. Ari Aster
„Truposze
nie umierają” (2019), reż. Jim Jarmusch
Wcześniej starałam się być obiektywna, tutaj już nie
będę – UWIELBIAM filmy Jarmuscha, nie mogłam doczekać się premiery i biegłam do
kina, jakby od obejrzenia tego dzieła zależało całe moje życie. I przez calutki
seans siedziałam z buzią otwartą z zachwytu. Wspaniała obsada, wszyscy spisali
się doskonale (Tilda Swinton jeszcze nigdy mnie nie zawiodła, jedna z moich
ulubionych aktorek – niesamowita!). Cudowny klimacik (jak zawsze), cudowna
muzyka (jak zawsze), cudowne zdjęcia (jak-uwaga!-zawsze). Przyznam szczerze,
że zamierzam wybrać się do kina raz jeszcze. Jarmusch po raz kolejny nie
zawiódł.
„Hotel
Transylwania 3” (2018), reż. Genndy Tarkovsky
Zacznę przede wszystkim od tego, że według mnie to
zdecydowanie nie jest film dla dzieci. Kilkuletnia ja podczas oglądania go
zaczęłaby ryczeć pewnie jakoś w połowie seansu. Zresztą, nawet teraz w
niektórych momentach czułam pewien dyskomfort. Lubię jednak mroczne klimaty, a
niektóre potworki są przeurocze (Blobby!), dlatego bawiłam się całkiem nieźle.
Można obejrzeć.
„Totem”
(2017), reż. Marcel Sarmiento
Wspominałam o badziewnych horrorach i proszę! Mamy
badziewny horror. Nie jest tak źle, jak mogłoby być, bo fabuła nawet
trochę zaskakuje. Jest jeszcze jeden istotny fakt – ten film w ogóle nie jest
straszny. Oglądałam go sama, boję się niemal wszystkiego (kiedy byłam w kinie
na „Anabelle: Narodziny zła” to przez większość czasu zasłaniałam oczy i myślałam,
że będę płakać) i nie zrobił na mnie żadnego wrażenia.
Trzeci
sezon „Stranger Things”
Nie lubię seriali. Ten jest jednym z niewielu
wyjątków. :) Trzeci sezon podobał mi się najbardziej ze wszystkich. Kiedy zaczęłam go
oglądać, poczułam się trochę tak, jakbym spotkała dawno niewidzianych
znajomych. Myślę, że to ogromna zaleta – w końcu na oglądaniu seriali spędza
się nieraz długie godziny, więc to bardzo ważne, by naprawdę polubić bohaterów
i bohaterki. Poza tym chyba ze sto razy
widziałam scenę, w której Dustin i Suzie śpiewają „Never Ending Story”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz