Pierwszy
kroczek
Z dnia na dzień się nie zmienię, zresztą – wcale nie
miałam i nadal nie mam ochoty na jakieś drastyczne zmiany. Okazało się, że
słynna metoda małych kroczków w tym przypadku zadziałała bardzo dobrze. Na
początku zaczęłam kupować tylko te ubrania, które naprawdę mi się podobają, o
których wiem, że będę nosić, dopóki będzie się dało. Zdaję sobie sprawę z tego,
że najlepiej byłoby wszystko kupować z drugiej ręki, ale mimo moich starań to
wcale nie jest takie proste – zwykle do ciucholandów wpadam przy okazji, a
prawda jest taka, że najlepiej byłoby zarezerwować sobie cały dzień, by znaleźć
coś odpowiedniego. Obecnie w mojej szafie można znaleźć i ubrania z sieciówek,
i te używane. Z każdego nowego elementu garderoby cieszę się bardzo i w każdym
dobrze się czuję. Warto jednak zauważyć, że byłoby trudno, gdybym nie
wiedziała, co n a p r a w d ę mi się podoba, co do siebie pasuje i kierowała
się jedynie modą, a nie swoim gustem.
Drugi
kroczek
Na wegetarianizm chciałam przejść od dawna i chociaż
nie przepadałam nigdy za typowymi obiadami składającymi się z kotletów
wszelkiego rodzaju czy za kiełbasą z grilla (ble), to przyznam, że niektóre
rzeczy jeść lubiłam. Zdecydowałam więc, że na początek będę jeść tylko to, co
naprawdę uwielbiam, a resztę znacznie ograniczę. Szybko jednak okazało się, że
jedzenie jest tylko jedzeniem i żadna krzywda mi się nie dzieje, gdy czasami
sobie czegoś odmówię. Zaczęłam też ograniczać produkty odzwierzęce, znów robiąc
tylko to, co nie sprawia mi większego problemu i nie zmusza do wyrzeczeń.
Piję kawę z roślinnym mlekiem, smaruję kanapki wszelkiego rodzaju wegańskimi
pastami, a nie serkiem kanapkowym. I tak dalej.
Długo zastanawiałam się nad tym, jak i czy w ogóle
napisać ten tekst. Nie czuję, bym się jakoś wyjątkowo poświęcała – żadnego
jedzenia mi nie brakuje i w ogóle za nim nie tęsknię, z zawartości swojej szafy
jestem więcej niż zadowolona i nawet lubię swój styl (o ile można tutaj mówić o
jakimkolwiek stylu). Pomyślałam jednak, że może w tym właśnie rzecz – gdybym
pół roku temu przeczytała tekst o tym, jak to trudno się żyje, gdy trzeba sobie
zawsze wszystkiego odmawiać, pewnie nie byłabym teraz w tym miejscu, w którym
jestem. Bo nadal nie jestem idealna. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się
zostać weganką, często zapominam o zamówieniu napoju bez słomki, by nie zużywać
niepotrzebnego plastiku i można mnie zobaczyć na mieście z reklamówką w ręce.
Cieszę się jednak, że udaje mi się robić cokolwiek i mam nadzieję, że na tym
nie poprzestanę.
Przyznam, że całkowicie rozumiem osoby, dla których
całkowite zrezygnowanie z jedzenia mięsa lub nawet jego ograniczenie nie
wchodzi w grę (może np. ktoś ma nieciekawy okres w życiu i ulubiona potrawa
jest jedyną rzeczą, która może tej osobie poprawić humor) i jestem wielką
przeciwniczką zaglądania komukolwiek w talerz. Zachęcam natomiast do poznawania
nowych smaków, bo uważam, że życie jest zbyt krótkie, by jeść ciągle jedno i to
samo. Kto wie, może dzięki małemu eksperymentowi komuś uda się zostać
największym fanem albo największą fanką marinary, czyli pizzy i bez mięsa, i bez sera – przepysznej!
Szok, co? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz